... do Anny Grodzkiej i Hanny Gronkiewicz -Waltz mówi nowy/stary szef Twojego Ruchu Janusz Palikot

 

Palikot penis pistolet

dcs-188-64-85-9.atmcdn.pl/scale/o2/tvn/web-content/m/p1/i/1/e/1ed8fb6c2abcd1df6d467eb32298ee6a.jpg

             Nowa nazwa, dla powstającej partii, po "Ruchu Palikota" - "Twój Ruch", ostatecznie pokazuje, że postkomunistyczna elita nie ma już żadnych racjonalnych propozycji dla Polski, żadnych spójnych koncepcji programowych, że nie potrafi nawet przyjąć dla siebie jakiejś poważnej nazwy, pod którą spróbuje się zjednoczyć. Można by jeszcze zrozumieć, znając obłudę lewicy, udającą czasami neoliberalną, gdyby - wzorując się na Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która w żadnym momencie nie była ani "polska" ani "robotnicza" ani "zjednoczona" - postkomuniści, razem z koncesjonowanymi opozycjonistami, przyjęli nazwę: Polska Partia Liberalno Demokratyczna, która oczywiście również miałaby tylko tyle wspólnego z polskością, z liberalizmem, z demokracją, że stanowiłaby zaprzeczenie tych cech. No, ale przynajmniej mogliby powiedzieć:

Co prawda pusta w środku ... Ale za to, jak brzmi!!!

    Tak na pierwszy rzut oka wygląda, że mówiąc: "Twój Ruch" - nie tylko do "Ani" i "Hani" - postkomuna apeluje do żyjących jeszcze kapepowców, ubeków, esbeków, pezetpeerowców, koncesjonowanych opozycjonistów ..., do agentów, kapusiów, do członków czerwonych dynastii, do całej tej nomenklatury sowieckiej -  a głównie do ich potomków, którzy po ujawnieniu skali oszustw ich rodziców  a często i ich samych, rozpaczliwie będą musieli szukać swego nowego miejsca na Ziemi - by razem zdecydowanie wystąpili przeciwko, szykującej się do objęcia władzy, prawicy. Palikot, Siwiec, Celiński, Kalisz ... starają się im wszystkim uświadomić, że nadchodzi dla nich decydujący moment, czy zachowają na dłużej przywileje i profity, z takim "trudem" zdobyte dzięki magdalenkowej zdradzie i że teraz jest to "bój ich ostatni" i:

Albo Oni albo My!

Że nie są to puste podejrzenia, świadczyć może jednoczesny, perfidny atak,  na Kościół Katolicki, członków znikającego właśnie "Ruchu Palikota", połączony z wielką troską o los byłych ubeków, esbeków a nawet o ubeckich zbrodniarzy - co nie dalej jak wczoraj,  zaprezentował Andrzej Rozenek a wcześniej Roman Kotliński:

normalny.neon24.org/post/99892,nienawisc-obluda-zdrada-oszustwo-jednoczy

Powyższe fakty nie mogą być żadnym zaskoczeniem! Bo i czegóż innego można spodziewać się po takim Palikocie, Rozenku czy Ryfińskim ... Bardziej jednak wymowna jest postawa samych tych, wziętych przez nich pod opiekę, byłych ubeckich morderców i ten parasol ochronny, jaki do dziś nad nimi rozpościerają państwowe urzędy, instytucje, a przede wszystkim sądy - choć podobno już dawno temu "skończyła się komuna"! Jak bardzo jest "komuna wiecznie żywa", właśnie znalazłem wstrząsające tego potwierdzenie w "Gazecie Polskiej", w artykule "Dziecko Wyklętych". Opisano tam  losy Janusza Żubryda, którego rodziców, ojca Antoniego i matkę Janinę, będącą w ósmym miesiącu ciąży, 24 października 1946 roku - czyli półtora roku po zakończeniu, podobno, działań wojennych - skrytobójczo, strzałami od tyłu zastrzelił Jerzy Vaulin, UB-ecka wtyka w oddziale majora Antoniego Żubryda "Zucha".

"Gdy popełniał zbrodnię, również przeciwko Polsce, miał Vaulin 20 lat."

"Jerzy Vaulin w PRL-u skończył studia, rozpoczął karierę dziennikarską i reżyserską. Nakręcił około 20 filmów, za które dostał wiele nagród i wyróżnień.Do dokonania mordu przyznał się publicznie na łamach „Gazety Wyborczej”. W 1999 r. Sąd Okręgowy w Krośnie umorzył postępowanie przeciwko niemu z powodu przedawnienia ..."

"Major Antoni Żubryd "Zuch" 1918-1946. Postrach żołnierzy KBW, działaczy PPR i funkcjonariuszy UB, MO, NKWD. Jego jak i wielu innych walka z importowanym komunistycznym porządkiem to dowód na to, że po wojnie nie toczyła się w Polsce żadna wojna domowa jak głoszą komuniści Pastusiak, Wiatr czy Iwiński. Bez wsparcia sowieckich bagnetów naród zmiótłby dość szybko to szemrane towarzystwo miejscowych zdrajców i sprzedawczyków."

naszeblogi.pl/36577-ohydni-20-letni-oprawcy-zolnierzy-wykletych

www.prawica.net/node/10376

 

Ale takich wstrząsających historii, związanych z powojenną walką polskich patriotów z sowieckim okupantem, wspomaganym przez podających się za Polaków zdrajców a także z akcjami przeciwko "imperialistycznym bandom" oraz z kafkowskimi procesami, było tysiące. Tu nie miejsce, by o tym mówić - są od tego bardziej kompetentne osoby i instytucje. To co najmocniej może poruszać, w tej historii Janusza Żubryda, to zupełna pogarda mordercy jego ojca wobec swoich ofiar i bezczelna pewność, że nic złego go za to nie spotka. Czytając, jak po 50-ciu  latach Jerzy Vaulin przynosi do domu człowieka, któremu zamordował ojca i matkę, pięciostronicowy list, wręcza go żonie, a w liście przyznaje się do tego co zrobił, w pierwszej chwili wydawało się, że ten zbrodniarz wreszcie dojrzał do dokonania chociaż namiastki ekspiacji. A tymczasem okazało się, że on po prostu nie mógł się doczekać momentu, kiedy odpowiedzialność za jego czyn się przedawni, by mógł wreszcie pochwalić się publicznie, tym co zrobił, z czego był ogromnie dumny, bo ... on "lubił zabijać ludzi".

Za gustowanie w takim "hobby", czekała go świetlana przyszłość, gwarantowana przez namiestników Moskwy:

"1946 – 68 - agent UB ps "Mewa", "Zuch";
1963 – "Brązowy Smok Wawelski" za film dokumentalny p.t. "Odra";
1966 – Wyróżnienia Ministra Obrony Narodowej za film "Z jasnego nieba";
1979 – Wyróżnienie Ministra Obrony Narodowej za film "Żołnierskie posłanie".

Mowa o Jerzym Vaulinie dziennikarzu "Po prostu", "Sztandaru Młodych", "Trybuny Dolnośląskiej", "Głosu pracy". Autorze ponad 20 filmów zrealizowanych w wojskowej wytwórni filmowej "Czołówka". "Piękny" życiorys, spokojna starość, sędziwego dziś, bo już 82 letniego pana."

Mało tego! Powstały na bazie wręczonego listu, film dokumentalny zatytułowany "Do syna", po jednokrotnej emisji w TVP1, został odstawiony na półkę, zgodnie z żądaniem i zastrzeżeniami negatywnego bohatera filmu. Za istotny uznano brak autoryzacji jego wypowiedzi, konieczność przekazania praw autorskich do listu (sic!) i brak zgody na pokazywanie własnej twarzy - tak jakby ubeckie ścierwa miały jakąkolwiek twarz. Sam zainteresowany pewnie sądzi, że ma twarz, skoro widzi, jak w jego wizerunek i w jego osiągnięcia życiowe zapatrzeni są także kontynuatorzy tradycji KPP/UB/SB/PZPR, jak nad jego "ciężkim" losem pochyla się taki Andrzej Rozenek, Armand Ryfiński, Marek Siwiec, Andrzej Celiński, Jan Hartman, Tadeusz Iwiński i cały ten antypolski, PO_UBecki ruch, z Palikotem na czele.

A popatrzmy, jakże odmienny los czekał ofiary mentorów, przywódców duchowych "Twojego Ruchu":

Janusz Żubryd, po rocznym pobycie w więzieniu jako piecioletni chłopiec, po pobycie w sierocińcu, po wieloletniej tułaczce z przybranymi rodzicami, dostał  od "polskiego" państwa "zadośćuczynienie": za pobyt w więzieniu w wysokości 15 zł/dzień a więc w sumie 3800 złotych. Za straty moralne natomiast, za sieroctwo, utratę rodziców, "sąd" III RP uznał, że zadośćuczynienie jemu się nie należy! Do tego, morderca jego rodziców, na jedynym spotkaniu twarzą w twarz, ośmielił się bez żadnych skrupułów, cynicznie  stwierdzić:

Czy dostał pan jakieś odszkodowanie za śmierć rodziców? Bo jeśli tak, to powinien mi pan być wdzięczny."

A więc,  my wszyscy, My Naród, bądźmi wdzięczni:

Donaldowi Tuskowi, Bronisławowi Komorowskiemu, Ewie Kopacz, Bogdanowi Borusewiczowi, Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Lechowi Wałęsie, Wojciechowi Jaruzelskiemu, Czesławowi Kiszczakowi, Januszowi Palikotowi, Andrzejowi Rozenkowi, Armandowi Ryfińskiemu, Markowi Siwcowi, Andrzejowi Celińskiemu, Ryszardowi Kaliszowi ...

Wyraźmy im wdzięczność przy najbliższej okazji!

 

PS. Szczególnie dla tych:

którzy usiłują odwracać uwagę od istoty rzeczy

którzy usiłują opluwać nie tylko zwykłych uczciwych ludzi, ale i nawet tych polskich patriotów, którzy oddali za nas życie

którym przeszkadza pamięć o takich wydarzeniach, jak te:

"Ostatnia spowiedź więźniów odbyła się szybko. Warujący UB-ek nie pozwolił na dłuższą rozmowę z kapłanem, który do tej pory był dla nich jedynym kontaktem ze światem zewnętrznym. Następnego dnia rano 24 maja 1946 odbył się makabryczny spektakl. Na stadionie sportowym w Sanoku powieszono dwóch z nich: Władysława Kudlika oraz Władysława Skwarca. Publicznej egzekucji przyglądał się tłum gapiów, ale UB-ekom to nie wystarczyło, dlatego na widowisko spędzili młodzież z miejscowych szkół. Zwłoki obu straconych wrzucono do jednego grobu, który przez dziesiątki lat pozostał bezimienny. Kilka dni później na szubienicy stanął trzeci z uwięzionych: Stanisław Książek. W taki oto barbarzyński sposób zamordowani zostali żołnierze z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem legendarnego majora Antoniego Żubryda."

wklejam szerszy fragment historii Antoniego Żubryda "Zucha", który niby mówi o tym samym a jednak wszystko wygląda zupełnie inaczej:

"Zakręty losu
Przez cały okres polski ludowej postać Antoniego Żubryda była uosobieniem reakcji, wszelakiego zaprzaństwa i faszyzmu. Uczyniono z niego niemalże sztandarowy symbol powojennego podziemia niepodległościowego w znaczeniu jak najbardziej pejoratywnym. Książki takie jak "Łuny w Bieszczadach", "Na tropach Żubryda", "Bieszczady w ogniu" czy też film "Ogniomistrz Kaleń" skutecznie wyryły jego obraz jako brutalnego zbrodniarza, zaś obraz jego ludzi jako bandę rzezimieszków i rabusi. Oczywiście opowieści te z jakąkolwiek prawdą miały niewiele wspólnego. Kim więc był Antoni Żubryd i jak wyglądały koleje jego dramatycznego życia?

Antoni Żubryd przyszedł na świat 4 września 1918 roku w Sanoku gdzie jego ojciec był woźnym w jednej ze szkół. W 1933 roku rozpoczął naukę w Szkole Podoficerskiej dla Małoletnich w Śremie. Edukację zakończył w 1936 roku otrzymując przydział do 40 pułku piechoty "Dzieci Lwowskich." Podczas kampanii wrześniowej brał udział w obronie Warszawy. W trakcie walk został awansowany do stopnia sierżanta i odznaczony Krzyżem Walecznych. Po upadku stolicy dostał się do niemieckiej niewoli, z której niebawem zbiegł. Przebrany w cywilne ubranie powrócił do rodzinnego Sanoka.

Na przełomie roku 1939 i 1940 Żubryd próbował przedostać się przez granicę na stronę radziecką. Niestety ujęty przez sowietów zostaje zmuszony do współpracy z tamtejszym wywiadem. Jako agent o pseudonimie "Orłowski" prowadził rozpoznanie niemieckich umocnień nad Sanem. Jego zadaniem była również obserwacja nadleśnictwa w Sanoku. W tym celu nawiązał kontakt z pracownicą nadleśnictwa Janiną Praczyńską. Znajomość okazała się na tyle zażyła, iż w październiku 1940 roku oboje zawarli związek małżeński. W międzyczasie Żubryd wiąże się z Armią Krajową i działa tam w charakterze instruktora. Ten epizod jego życia mimo wszystko nie jest należycie udokumentowany.

Uderzenie niemieckich wojsk na sowietów w czerwcu 1941 roku gwałtownie przerwało współprace Żubryda z sowieckim wywiadem. Niemcom jednak udało się przejąć dokumenty świadczące o jego powiązaniach z Rosjanami. Antoni Żubryd został aresztowany i przewieziony do Tarnowa, a następnie do Krakowa gdzie Sondergericht skazał go na śmierć. Szczęście jednak znowu się do niego uśmiechnęło. W drodze na egzekucję udaje mu się, mimo postrzału w nogę, uciec z transportu. Przez jakiś czas ukrywał się w leśniczówce koło Krzeszowic. Latem 1943 roku przedarł się do Sanoka.

Kiedy w 1944 roku do Sanoka wkroczyła armia czerwona Żubryd zgłosił się do sowieckiego dowództwa z chęcią podjęcia dalszej współpracy. Odkomenderowano go do placówki NKWD, gdzie pełnił funkcje oficera śledczego i tłumacza. Po pewnym czasie objął stanowisko zastępcy szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sanoku otrzymując stopień porucznika. Ludzie pamiętający tamte czasy twierdzili, że Żubryd zasadniczo różnił się od swoich sadystycznych współpracowników z UB. Nie dość, że nie torturował aresztowanych, to wręcz ostrzegał przed mającymi nastąpić aresztowaniami i pomagał w ucieczkach.

Wojna się skończyła, ale spokój nie zawitał w malownicze rejony Podkarpacia. Reżim komunistyczny przystąpił do rozprawy z polskim podziemiem niepodległościowym, które nie miało zamiaru składać broni. Walka przybrała charakter bezpardonowy. Życie ludzkie nie miało większego znaczenia. Zależało od przypadku bądź czyjegoś kaprysu. Na domiar złego, co noc krwawe łuny płonących wsi znaczyły szlaki przemarszu sotni Ukraińskiej Powstańczej Armii. Żubryd - oficer UB, na co dzień przekonywał się, że komuniści zmierzają do unicestwienia każdego kto chociaż na moment pomyślał o niepodległej Polsce. Zapewne nie czuł w sobie powołania do utrwalania dyktatury proletariatu, bo bardzo szybko nawiązał współpracę z endeckim podziemiem działającym w Sanoku. Niejasne powiązania zwróciły uwagę jego przełożonego, szefa sanockiego PUBP Tadeusza Sieradzkiego, który postanowił pozbyć się swojego zastępcy. Antoni Żubryd pojął, iż grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Najprawdopodobniej przejął rozkaz Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego dotyczący jego zwolnienia z pełnionych funkcji. Postanowił działać.

W konspiracji
W czerwcu 1945, w asyście zaufanych ludzi podjechał pod gmach UB w Sanoku na ulicy Sienkiewicza. Od strażników zażądał wydania dziesięciu więźniów podejrzewanych o przynależność do Armii Krajowej. Ci w związku z nieobecnością Sieradzkiego wykonali polecenie. Nie niepokojony przez nikogo Żubryd wraz ze swoją grupą oddalił się w stronę Krosna. Następnego dnia UB-ecy zrozumieli, że zostali oszukani. W odwecie aresztowali jego teściową i czteroletniego syna. Żubryd jednak nie dał zbić się z tropu. 15 czerwca jego ludzie celnymi strzałami zdmuchnęli z tego świata szefa sanockiego PUBP Tadeusza Sieradzkiego i ranili innego funkcjonariusza. To jednak nie poskutkowało. W związku z tym Żubryd na czele swojego oddziału zdobył posterunek Milicji Obywatelskiej w Haczowie i wziął do niewoli znajdujących się tam milicjantów. Następnie zadzwonił do sanockiego UB i oświadczył, iż jeżeli w przeciągu godziny teściowa i syn nie zostaną zwolnieni wszystkich rozstrzela. Tym razem funkcjonariusze bezpieki postanowili nie ryzykować i natychmiast uwolnili przetrzymywanych.

W ten sposób powstały zręby oddziału, który niebawem zasiał strach pośród członków komunistycznego reżimu. Antoni Żubryd szybko skontaktował się z dowództwem Narodowych Sił Zbrojnych i właśnie tej organizacji podporządkował swoją zbrojną grupę przyjmując pseudonim "Zuch". Komenda główna NSZ zatwierdził jego stopień porucznika awansując później do stopnia kapitana, a następnie majora. "Zuch" podporządkował sobie kilka innych konspiracyjnych grup działających w regionie. Liczący początkowo kilkanaście osób oddział rozrósł się do rozmiarów batalionu przekraczając stanem osobowym grubo ponad dwieście osób. Obszar działania oddziału podzielonego na kilka kompanii obejmował powiaty: leski, sanocki i brzozowski.

Sława Batalionu oraz jego dowódcy szybko obiegła cały kraj. Pośród huku wystrzałów i trzasku płonących zabudowań "Zuch" bezwzględnie rozprawiał się ze stalinowskim aparatem. Trup pośród funkcjonariuszy UB, MO, KBW, a także co bardziej gorliwych członków PPR ścielił się gęsto. W maju 1946 roku "żubrydowcy" podziurawili kulami samochód komisji przesiedleńczej posyłając w zaświaty szefa sztabu 8. Dywizji Piechoty ppłk. Teodora Rajewskiego. W tym samym miesiącu niedaleko Niebieszczan "Zuch" osobiście położył trupem szefa Wydziału Polityczno-Wychowawczego 8. DP mjr Abrahama Premingera*. Ilu jeszcze UB-eków, NKWD-zistów, milicjantów i propagandzistów padło od kul żołnierzy majora Żubryda? Trudno to dzisiaj policzyć. Żubryd bez przerwy organizował na nich zasadzki, co i sam się z nich wymykał. Rozbijał konwoje i uwalniał więźniów politycznych. Strzelaniny, potyczki, gonitwy były codziennością dla żołnierzy Samodzielnego Batalionu Operacyjnego NSZ - jak brzmiała jego pełna nazwa. Oddział ochraniał również polską ludność przed UPA, a niekiedy przechwytywał aprowizację przygotowywaną przez Ukraińców dla swoich striłciw. Ściśle współpracował też z innymi organizacjami niepodległościowymi między innymi sanockimi strukturami Stronnictwa Narodowego i Młodzieży Wielkiej Polski. Co ciekawe świadkowie tamtych czasów relacjonują, iż "Zuch" poczynał sobie dość śmiało. Bywało, że nie niepokojony przez nikogo przebywał w Sanoku. Rzekomo miał też wizytować tutejsze koszary wojskowe. Z wojskiem zresztą żył w dobrej komitywie.

Wszystko to spowodowało, że dla władz Polski Ludowej major Antoni Żubryd stał się wrogiem publicznym numer jeden. Metody walki jakie narzucili komuniści, prócz publicznych egzekucji, podstępu i skrytobójstwa obejmowały jeszcze niezwykle kłamliwą propagandę. Żubrydowi przypisywano najbardziej haniebne czyny: rabunki, rozboje, morderstwa. Uporczywie tworzono mit pospolitego przestępcy. Faktem jest, że wielu autentycznych watażków podszywało się pod niego, ale "Zuch" gdy tylko mógł bronił reguł praworządności. Tak było w przypadku Franciszka Haducha z Pisarowiec. Haduch był jednym z uwolnionych przez Żubryda więźniów UB. Na wolności przyjął pseudonim "Piłsudski" i zorganizował własny oddział partyzancki. Jednak zamiast partyzantką zajął się pospolitym rabunkiem bydła i wszelkiego innego dobytku. Kiedy Żubryd się o tym dowiedział, a zarzuty się potwierdziły osobiście zastrzelił Haducha.

Zdrada
Ogrom sił i środków zgromadzonych przeciwko oddziałowi "Zucha" dawał pewność, że prędzej czy później stalinowska machina terroru odniesie zwycięstwo. Tak się też stało. Batalion zaczął tracić inicjatywę w polu.. W ręce UB wpadł Mieczysław Kocyłowski vel "Czarny"** - zastępca i prawa ręka Antoniego Żubryda. 27 czerwca 1946 roku pododdziały 32 pułku piechoty zadały "żubrydowcom" poważne straty. Do niewoli dostało się aż dwudziestu jeden partyzantów. Kilka miesięcy później przeprowadzono na oddział wielką aczkolwiek nieudaną obławę. Pętla powoli się zaciskała.

"Zuch" zrozumiał, że dalsza walka nie ma szans powodzenia. Wraz z żoną - która od początku istnienia batalionu stała u jego boku - postanowił przedostać się do Austrii. O zmierzchu 24 października 1946 oboje przybyli do Malinówki. Był z nimi towarzysz broni Jerzy Vaulin vel "Mar"***. "Zuch" pozostawił małżonkę i wraz "Marem" poszli sprawdzić dalszą trasę przemarszu. Kiedy obaj weszli do lasu Mar niepostrzeżenie wyjął z kabury swojego browninga - kal. 7,65 mm i strzałem w tył głowy zabił Antoniego Żubryda. Chwilę potem podstępem zwabił w to samo miejsce będącą w ósmym miesiącu ciąży Janinę Żubryd. Ją również zastrzelił na miejscu. Ani "Zuch", ani tym bardziej jego żona nie przypuszczali, że Jerzy Valin jest agentem UB. Mordując ich wywiązał się z zadania powierzonego mu przez jego pryncypałów. Następnego dnia funkcjonariusze bezpieki zabrali zwłoki. Teściową i syna Żubrydów osadzono na zamku w Rzeszowie. Syn Janusz zmuszony był zmienić nazwisko. Ostatniego żołnierza Samodzielnego Batalionu NSZ "Zuch" aresztowano dopiero 1951 roku.

Po latach
Dnia 28 czerwca 1994 roku Sąd Wojewódzki w Rzeszowie unieważnił postanowienia Wojskowej Prokuratury Rejonowej z dnia 12 grudnia 1946 roku dotyczące między innymi umorzenia postępowania wobec śmierci Antoniego Żubryda. Jego zabójca Jerzy Vaulin zrobił karierę jako reżyser wojskowych filmów dokumentalnych. Do zabójstwa "Zucha" i jego żony przyznał się publicznie na łamach Gazety Wyborczej. W roku 1999 Sąd Okręgowy w Krośnie rozpoczął proces przeciwko niemu pod zarzutem zabójstwa dowódcy batalionu NSZ. Sam Vaulin stwierdził, że: Nie czuję pokuty, jest to moje największe bojowe przeżycie, zakończone zwycięstwem."

wojciechromerowicz.salon24.pl/61555,zuch-czyli-o-czerwonych-zbrodniach

Poniżej linki, do poszerzonych, ciekawych informacji, także na temat syna Antoniego Zubryda, Janusza.

forum.historia.org.pl/topic/13892-antoni-zubryd-zolnierz-wyklety-fakty-i-mity/

zielonagora-nowasol.regionalna.pl/ps-8920-napisal-do-mnie-morderca-ojca/

blogpress.pl/node/8710

 

A panu Zygmuntowi Wrzodakowi, który tak chętnie wrzuca swoją wersję historii, powiem jedynie, że Janusz Żubryd, jak tylko trochę podrósł, miał pełne prawo - nie tylko moralne - by dorwać to UB-eckie ścierwo, zwane Jerzy Vaulin, związać je i przez co najmniej tydzień, kawałek po kawałku odcinać mu kończyny, powstrzymując krwotoki rozpalonym żelazem, aż w końcu zdechłoby toto śmiercią taką, na jaką coś takiego zasługuje ... Że jednak nie zrobił tego - choć stracił ojca, matkę i brata lub siostrę - to chwała Mu za to ...

Pan Wrzodak natomiast, niech lepiej pogrzebie głębiej, ale w życiorysie tamtej UBeckiej gnidy i w życiorysach tych, którzy ją kryli, utrzymywali, nagradzali! Może lepiej zająć się poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie:

Z czego wynika ta symbioza komunistycznej hołoty, kapepowców, ubeków, esbeków, agentów, kapusiów ... z takimi zwyrodnialcami jak Jerzy Vaulin?