Polscy deeskalatorzy, Radosław Sikorski, Donald Tusk, Bronisław Komorowski i ich zagraniczne odpowiedniki pełnią rolę ludzi Kremla w swoich krajach.

      W czasie, gdy dzięki naszemu twitterowemu ministrowi, popularność zaczęło zdobywać słowo "deeskalacja", czyli - jak się później okazało - nic nie mówiące tzw. słowo wytrych, również uaktywnił się taki specjalny rodzaj "autorytetów", które już choćby z racji swojego wieku powinny "wykorzystywać tę szansę by siedzieć cicho". Jeden z nich, to znany od dawna ze swej miłości do bolszewików, Zbigniew Brzeziński, broniący kremlowskich zbirów, jak niepodległości, także pod bokiem amerykańskiego prezydenta.

normalny.neon24.org/post/79306,taniec-sw-wita-wokol-wypowiedzi-zbigniewa-brzezinskiego-sie-rozkreca

I stał się cud. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienił front, zachęcając do ostrej krytyki, do ataków na Putina, na Rosję. W tym samym momencie, identyczna zmiana nastąpiła u jego polskich towarzyszy: Bronisława Komorowskiego, Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego ...Widać, że "autorytety" jego pokroju, już samym sobą stanowią wymowny dla wszystkich dowód tego, o czym nie raz przypominają znawcy tematu, że: "ze służb, tym bardziej z takich jak KGB, nigdy się nie odchodzi na dobre"... chyba że z wiekiem ... z wiekiem trumny nad głową albo i nawet bez niego - a w tym specjalizują się pogrobowcy NKWD/KGB i ich "marne" kopie z UB/SB, czego dowodem jest nie tylko Katyń ale od kilkunastu miesięcy także powązkowska "łączka". I tak, mimo zbieranych od lat, przez ludzi walczących o prawdę, niepodważalnych dowodów, świadczących o metodach działania kagiebistów (o czym nie tak dawno temu przekonali się m.in. Aleksandr Litwinienko i Anna Politkowska), mimo "Afganistanu", "Gruzji", "Smoleńska", pułkownik KGB Władimir Putin nadal może liczyć na "swoich ludzi" nie tylko w Warszawie. Zawsze wtedy, gdy potrzebne jest przykrycie propagandowe jego imperialnych ciągotek, to niczym pieski Pawłowa, w jednym momencie posłusznie odzywają się - nie tylko w Rosji, ale i w państwach uchodzących za strażników demokracji i wartości europejskich - znane osobistości, które wprost lub w bardziej zakamuflowanej formie, starają się pomagać. Pomagali swoją bezczynnością i milczeniem od początku kijowskiego Majdanu, pomagali obłudnymi zarzutami o wspieranie baderowców, gdy okazało się, że aktywność polskiej opozycji  przynosi także korzyści sondażowe i pomogli w krytycznym momencie, gdy już było jasne, że dotychczasowy prezydent Ukrainy zdradził swój naród i musi uciekać pod opiekę swego mocodawcy. Właśnie wtedy Putin otrzymał konkretne propagandowe wsparcie ze strony "swoich ludzi" i ludzi z państw, z którymi utrzymuje kwitnące interesy. To co wtedy napisałem:

"Tusk, Komorowski, Sikorski ... zdradzili Ukrainę zdradzili Polskę a razem z UE zdradzili światowy pokój. Kłamstwa premiera Donalda Tuska, prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego były widoczne od początku ich "angażowania się" w sprawy Ukrainy i Majdanu. A już szczytem obłudy była misja trzech ministrów europejskich, Steinmeiera, Fabiusa i Sikorskiego, która miała de facto  zagwarantować Janukowyczowi sprawowanie władzy do końca roku."

normalny.neon24.org/post/106662,putin-jak-hitler-stalin-ukraina-jak-polska

znalazło swe potwierdzenie w kolejnych wydarzeniach na Ukrainie, na Krymie i w Rosji oraz w krokach podejmowanych przez cichych wspólników Kremla w strefie Unii Europejskiej. Szybko się okazało, że wcale nie porozumienie z Wiktorem Janukowyczem, podpisane w obecności trzech ministrów a okraszone pokrzykiwaniem "naszego" twitterowego ministra, zapobiegło dalszej eskalacji napięcia na Majdanie i kolejnym ofiarom. Wystarczy uważnie prześledzić to, co się dokładnie w tym samym czasie działo i na Majdanie i na ukraińskich salonach politycznych,  by przekonać się, że tylko zdecydowana postawa "majdanowców" przerwała tragiczny ciąg wydarzeń, zmuszając jednocześnie Wiktora Janukowycza do wycofania się chyłkiem, najpierw z Kijowa a później w ogóle z Ukrainy.

wyborcza.pl/politykaekstra/1,136827,15607274,Jak_Sikorski_negocjowal_w_Kijowie.html

      Z kolei, pisząc na początku grudnia, że "Ukraina musi wybrać własną drogę. Inaczej wyląduje tam gdzie Polska już jest" i ostrzegając: "Ukraino! Nie idź tą drogą!",

normalny.neon24.org/post/102652,ukraino-nie-idz-ta-droga

nie przewidziałem, że Witalij Kliczko tak szybko ujawni swoją prawdziwą twarz, spiesząc z pomocą partii, która miała być "jak jedna pięść", ale dostała "Udaru", nie znajdując ani jednej u siebie. Takie zachowanie jednego z trzech głównych przywódców Majdanu, mimo że premier Tusk ani razu nie wsparł Ukrainy i nowego rządu swoją osobistą obecnością, stawia pod znakiem zapytania jego rolę podczas przygotowywania porozumienia pod auspicjami trzech unijnych ministrów. Nikogo nie zdziwi, jeśli kiedyś coś wyjdzie na jaw - przecież kremlowskie służby słyną z koronkowej roboty ...

          Obecna kremlowska władza nie różni się od swoich poprzedników pod względem imperialnych zakusów. Stosowane metody ulegają jedynie niezbędnym modyfikacjom, pozostawiając niezmienioną bazę i fundamenty myślenia. Jednym z kanonów jest wyprzedzające działanie na polu propagandy. Nic dziwnego, że Władimr Putin, przejmując władzę w Rosji, wraz z dobrodziejstwem inwentarza również przejął pieczołowicie tworzoną od lat siatkę agentów wpływu na całym świecie. Do zadań tych agentów - w czasach pokoju (spokoju) - należy ciągłe śledzenie nastrojów społecznych i "spontaniczne" wpływanie na tzw. opinię publiczną, tworząc na swoim terenie sprzyjający klimat wokół wszystkiego, co dotyczy bezpośrednio i pośrednio Kremlowskiej Centrali. Każdy "śpioch" z osobna niewiele mógł zdziałać, ale nie jednemu z nich udawało się zostać tak zwanym decydentem, osobą publiczną pełniącą ważne funkcje w regionie lub na szczeblu ogólnokrajowym, dzięki czemu możliwe było nawet kreowanie rzeczywistości zgodnie z wytycznymi. Wyraźnie można było to zobaczyć, obserwując od początku działania obecnej Partii Rządzącej i jej przedstawicieli, pełniących później najważniejsze funkcje w państwie, m.in. premiera, prezydenta, marszałków, ministra spraw zagranicznych. Nie dość że wciąż usilnie zabiegali, by zawsze i wszędzie przedstawiać tego w jak najkorzystniejszym świetle - nawet gdy to było jawnie sprzeczne z wiedzą historyczną lub choćby z logicznym myśleniem - to każdą krytykę władz Rosji odnosili do siebie, traktując ją jako godzenie w żywotne interesy Polski (sic!)  Zawsze wtedy, krytycy kremlowskiej władzy mieli jak w banku zagwarantowany pełen nienawiści atak, z wykorzystaniem bogatego repertuaru bolszewickiej propagandy, od rusofobii (myląc kremlowską władzę z Narodem rosyjskim), po zarzut choroby psychicznej (jak kolejny raz zrobił to dzisiaj Donald Tusk, w odniesieniu do Jarosława Kaczyńskiego) - zupełnie nie odnosząc się do argumentów merytorycznych.

       W taki sposób zachowują się "śpiochy" w czasach "miłości i pokoju". Natomiast w momentach przełomowych, gdy Kreml potrzebuje wyjątkowo silnego propagandowego wsparcia, następuje jednoczesne przebudzenie wielu agentów wpływu. Można to było zobaczyć na pewnym etapie kryzysu ukraińskiego, gdy ni stąd ni zowąd wypełzły nagle całe rzesze komentatorów w mediach i na portalach społecznościowych, albo odwracających uwagę od tego co się dzieje naprawdę na Majdanie albo wmawiających, że to Putin (Janukowycz) jest prowokowany i stawiany pod ścianą. Jeszcze na swieżo mamy w pamięci, jak na każde polskie, najłagodniejsze nawet, żądania, "nasza" władza kpiącym tonem odpowiadała, że jakieś nieodpowiedzialne oszołomy namawiają, by wsiadać do czołgów i jechać na Moskwę. Tylko że jak trwał protest na Majdanie, to przez większość czasu towarzyszyło jemu tylko wymowne milczenie ze strony tych, którzy podobno widzieli w Ukrainie pełnoprawnego członka Unii Europejskiej a może i NATO. Dlaczego wtedy ani razu nie padł ten sam argument, czy pretensje, że protestujący na Majdanie chcą wywołać wojnę przeciwko Rosji?

    A może o to właśnie chodziło, by dostarczyć Putinowi takich ilości paliwa, żeby wystarczyło na wytłumaczenie przed opinią światową, dlaczego nagle sowieckie czołgi dostały - od Unii Europejskiej i NATO - prawo wjazdu nie tylko na Krym, ale i na inne ukraińskie ziemie? Może po to Putin jest uprzedzany, jakie spotkają go sankcje, by mógł sobie na bieżąco skalkulować bilans zysków i strat. Na pewno Władimir Putin nie wystraszył się ani naszych pozbawionych uzbrojenia i "oczu" F-16, ani tym bardziej "polskich" Mig-ów, które mają "zabezpieczać" przestrzeń powietrzną Litwy, przed inwazją ... komarów? No chyba że Putin przestraszy się groźnej twarzy twitterowego ministra, nie rozumiejącego nawet słowa "stacjonowanie" ... Wystarczy zauważyć, w jakim momencie i ze strony których państw europejskich, przybyła na Majdan unijna "pomoc" w postaci trzech ministrów spraw zagranicznych! Otóż, na Majdanie ginęli ludzie wtedy gdy trwały rozmowy z prezydentem Janukowyczem i konsultacje z Władimirem Putinem oraz z Angelą Merkel. Przestali ginąć, gdy kształt umowy był jeszcze "w lesie". Porozumienie nie było podpisane, gdy Berkut się wycofał z Majdanu i z miasta, a praktycznie cały Parlament Ukrainy, łącznie z Partią Regionów, był już zdecydowany dokonać niezbędnych zmian ustawodawczych. Do tego Rada Majdanu oficjalnie odrzuciła już uzgodnioną treść porozumienia. Dziwna i trudna do wytłumaczenia stała się więc gwałtowna reakcja ministra Sikorskiego, który w takim momencie zaczął straszyć Ukraińców: "... jak nie podpiszecie to wszyscy zginiecie ..." Czyżby Radosław Sikorski miał wizję? A może już wcześniej otrzymał "przekaz dnia", podobnie jak 10 kwietnia 2010 roku? Skoro realizacja postulatów jest na dobrej drodze, to po co podpisywać jakieś dodatkowe porozumienie? W takim razie wypada zapytać: Dla kogo najbardziej, okazało się przydatne porozumienie, sygnowane podpisami przedstawicieli trzech państw unijnych, z których - jak się także później okazało - dwa nie miały najmniejszego zamiaru przerywać owocnej współpracy gospodarczej z Rosją a trzecie - kulturalnej??? Odpowiedź nadeszła dość szybko. To Władimir Putin, powołując się na ten właśnie dokument, żądał umożliwienia powrotu do Kijowa Wiktora Janukowycza, odwołania majowych wyborów i przesunięcia ich na grudzień. Czyż trzeba lepszego "argumentu" niż taka "umowa"? Z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że Władimir Putin był bardzo wdzięczny ministrowi Sikorskiemu za determinację podczas rozmów. W takim razie, w tym momencie trudno się zgodzić z nazywaniem, grożenia Ukraińcom śmiercią, jeśli nie podpiszą, przez Radosława Sikorskiego, "antycypacją" - a tak właśnie nazwał dzisiaj "przepowiednię" swego partyjnego kolegi, poseł PO Mariusz Grad, syn Adama, brata powszechnie znanego Aleksandra Grada!

www.tygodnikzamojski.pl/ludzie/19/4/

Bo i patrząc na słownikową definicję: antycypacja to "pogląd jeszcze nie udowodniony, ale słuszny i znajdujący później swoje potwierdzenie".

www.slownik-online.pl/kopalinski/5854BE23F623933D412565A00055DC3F.php

 Czyż nie dziwna staje się ta powszechność zdolności paranormalnych pośród członków Platformy Obywatelskiej? Już przecież wiemy: z jakim skutkiem Bronisław Komorowski "antycypował" kiedyś, że "prezydent gdzieś poleci i wszystko się zmieni". Radosław Sikorski "antycypował", że  "... jak nie podpiszecie to wszyscy zginiecie ..." - no i Krym został wzięty a teraz giną ludzie w trakcie prób przejmowania wschodniej Ukrainy. Niedawno sam pan premier Donald Tusk "antycypował", że polskie dzieci nie pójdą 1 września do szkoły. Jednak najważniejsze jest zauważenie, że wszystkie te "antycypacje" łączy coś szczególnego. A mianowicie, łączy je nazwisko osoby, z którą NAJPIERW każda z "antycypujących" osób kontaktowała się bezpośrednio lub pośrednio! I znamienne, że to co "przewidywano", "zakładano, że jeszcze nie istnieje", mogło się spełnić właśnie dzięki tej osobie! Idąc dalej w tych "antycypacjach", należałoby wysnuć taki wniosek, że skoro dzisiaj, podczas konferencji prasowej, premier Tusk "antycypował" śmiertelne zagrożenie dla swojej córki a także dla siebie, to za tym wszystkim musi stać nadal ta sama osoba. Skoro tak, to należy poważnie się zastanowić, czy to nie w efektach poprzednich "antycypacji" należy upatrywać przyczyn wielu szkodliwych dla Polski i Polaków decyzji urzędującego premiera ... Istnieje także i "druga strona medalu": Skoro premier jeszcze nie poinformował formalnie odpowiednich organów państwa o niebezpieczeństwie grożącym jemu i jego rodzinie, to świadczyłoby o tym, że nie są to antycypacje lecz jest to albo zwykłe  przedwyborcze pajacowanie albo przejaw choroby psychicznej określanej mianem: paranoja ...

PS. Właśnie mam okazję zaobserwować nakręcanie tej paranoi w mediach. W ramach kampanii wyborczej Partii Rządzącej, pod hasłem: "Wszystkie ręce na pokład" , do studia tv wpadł owinięty szaliczkiem kolejny znany paranoik, Aleksander Smolar. Wyrzuca teraz z siebie, jak zwykle z prędkością karabinu, treści godne wsiowego głupka (którego od razu przepraszam za tak obżydliwe porównanie) ...