Czy Pan Włodzimierz Cimoszewicz jest aż tak niemądry czy "tylko" cyniczny?

    A może pan senator stał się namacalnym dowodem tego, że nawet stosunkowo krótki pobyt w oparach absurdu i hipokryzji, które unoszą się w studiach TVN-u 24 "całą dobę", tak wpływa na ludzi, że popadają w amok. Okazało się, że nawet tak czujni, zahartowani w bojach politycznych, wiedzący że zawsze "trzeba się ubezpieczać", sami nie potrafią zabezpieczyć się przed wpływem zakłamania i obłudy m.in. Justyny Pochanke oraz całej Redakcji TVN.

        Rozumiem, że trzeba jakoś żyć, jakoś zarabiać ... - żubry też potrzebują siana! A to kosztuje - tak jak i całe życie "bliżej natury", skąd dotarcie "Jeepem", po bezdrożach, do jakiejś choćby namiastki cywilizacji, wymaga spalenia ogromnych ilości paliwa. Tylko, czy - bardziej jako prawnik niż jako normalny człowiek - pan Włodzimierz Cimoszewicz jest w stanie wskazać granicę, poniżej której już nie zejdzie? I nie chodzi tu tylko o granicę  przyzwoitości, poniżej której żadna szanująca się osoba publiczna nie powinna nigdy się znaleźć - a wysłuchałem dotąd wielu jego publicznych wystąpień w reżimowych stacjach. Wiadomo, że "cynizm polityczny" nie znajduje sie na liście profesji zabronionych do wykonywania, gdy się jest na emeryturze. Ale czy "białowieszczański" Oddział ZUS-u lub Urzędu Skarbowego nie przyczepi się do takiego właśnie sposobu dorabiania na emeryturze ... politycznej(?) - że się na nią wybiera, już kilkakrotnie wspominał. Ostrożność w tej sprawie jest tym bardziej wskazana, bo jak wieść gminna niesie, mogą zacząć pojawiać się jakieś współczesne "birkutki", "pstrowskie", stachanówki pracujące w lasach wcale nie w charakterze drwali rżnących drzewa, a starające się "wesprzeć czynem przed terminem" Miłościwie Nam Panującego PrzyWódce, którego od jakiegoś czasu kusi perspektywa poprawienia sobie wizerunku, poprzez pozorną poprawę bilansu finansów państwa, doliczając do PKB bliżej nie określone - nie tylko co danych osobowych i co do indywidualnej wielkości, ale także co do "miejsca wykonywania zawodu" - przychody ludzi z branży narkotykowej, prostytucyjnej, itp., itd. Kto wie, czy w ślad za tym nie pójdzie pomysł zmiany hymnu państwowego z "Jeszcze Polska nie zginęła ..." na "Hej tam pod lasem, Donem z Bronkiem macha ..." Skoro można proponować budowę jeziora na Kasprowym, to i zmianę hymnu - również ... Czyż nie?

     No proszę, do jakich to skutków może doprowadzić telewizyjny występ pana senatora Włodzimierza Cimoszewicza, w ostatnich "Faktach po faktach" TVN 24, gdzie mając naprzeciwko siebie Justynę Pochanke, komentował sprawy ukraińskie i polskie. To jego przemyślenia w tych tematach stały się inspiracją do napisania m.in. powyższego wstępu. Jednak to, co najbardziej zadziwiło w tej rozmowie, to niewątpliwie wysoki diapazon, na jaki wspiął się nie tylko on ale i pani redaktor, gdy rozmawiali o Ukrainie i o Rosji i nagła zmiana, którą można by określić jako przejście do rozmowy ślepego z głuchym o kolorach, gdy zeszli na nasze polskie podwórko. Za taki szczyt hipokryzji można uznać fragmenty rozmowy związane z tak zwanym blefem, który to blef - jak pamiętamy wszyscy, w przypadku profesora Jacka Rońdy i opinii wszystkich mainstreamowych dziennikarzy, łącznie z tymi z GW, TVN-u ..., był obżydliwym kłamstwem wobec opinii publicznej, niegodnym normalnego człowieka - tu okazał się być czymś normalnym, oczekiwanym ... Ba! Justyna Pochanke wyraziła nawet żal:

"Szkoda, że nie umiemy tak dobrze blefować! ... Skoro dobrym blefem można wygrać ..."

a Włodzimierz Cimoszewicz dodał:

"No właśnie. Nie tylko blefować! Ale nawet nie umiemy wygrywać tego co mamy ...Tylko że my nie musimy blefować, bo my mamy naprawdę bardzo silne karty!"

         Ale prześledźmy całą rozmowę, zwracając uwagę nie tylko na błyskotliwe dociekania, ale także na pojawiające się co chwilę, gdzieś z tyłu głowy uporczywe pytanie:

Dlaczego w sprawach smoleńskich nie jesteście tak dociekliwi? Dlaczego tamtych uwarunkowań, wręcz świadomych zaniedbań i zaniechań dotyczących sledztwa, nie oceniacie równie wieloaspektowo, jak w przypadku traktowania Ukrainy przez Kreml? Przecież to żadna sztuka "blefować", gdy ma się w ręku silne karty. Dużo trudniej jest wtedy, gdy wszystkie karty trzyma i kontroluje strona przeciwna!

 

Włodzimierz Cimoszewicz:"... No były już takie plotki, nawet rozpowszechniane na Wschodniej Ukrainie, że Janukowycz tam się gdzieś pojawił. Ale wie Pani. Szum informacyjny, tego typu sygnały, rozmaite plotki i tak dalej, są również metodą. Dlatego że jeżeli w tej chwili z pewnego dystansu, z pewnej perspektywy patrzymy na to, jak przebiegła operacja na Krymie i co się dzieje dzisiaj we Wschodniej Ukrainie, to widać, że to była po prostu kompleksowa, rozgrywana na wielu polach, w wielu obszarach, operacja, w której bardzo dużą rolę odgrywały elementy tak zwanej wojny psychologicznej, przygotowywanej przez służby specjalne. I szum informacyjny jest elementem takiej wojny, bo: Nikt nic nie wie!"

Justyna Pochanke: "No jasne! Wojna informacyjna jest w tej chwili jedną z groźniejszych broni, tak naprawdę!"

WC: Tak. To jest broń, która pozwala - temu kto ją stosuje - utrzymywać inicjatywę.

JP: Czy dyktować warunki, powedzmy wprost!

WC: Tak. To Moskwa wykazuje inicjatywę w rozgrywaniu całej tej sytuacji. Sama Ukraina, biedna, trochę się broni - tyle na ile jest w stanie. A Zachód w gruncie rzeczy reaguje - zawsze jakby niewystarczająco silnie, nieproporcjonalnie silnie. Tym samym, nad tą sytuacją panuje tylko jedna strona ...

JP: Panie Senatorze. Rosja rzeczywiście gra tak jak przewidywano, może nie w najczarniejszym, ale w tym ciemnym scenariuszu. Rozbija Ukrainę od środka, gra na destabilizację, ma wojsko na 30 kilometrów od ukraińskiej granicy. I w zasadzie to wojsko tylko czeka na to, aż jeden włos spadnie z prorosyjskiej głowy na terenie ukraińskim i jest gotowe wejść. My się dziwimy od kilku tygodni, pan przed chwilą również, jakim cudem to Rosja wciąż dyktuje warunki i całej Unii Europejskiej i potężnej Ameryce. Ale z drugiej strony, ja od tych kilku tygodni chyba nie usłyszałam dobrej odpowiedzi : Jak Europa i jak Ameryka mogłyby powstrzymać Rosję, chcąc uniknąć wojny, czyli nie militarnie?

WC: Niestety. Po raz kolejny przy tej okazji powiem, że Ukraina w 90 procentach jest sama sobie winna. Bo przez dwadzieścia parę lat nic nie robiła, żeby zmniejszyć te zależności. Nie tylko, żeby dywersyfikować źródła dostaw, ale żeby zmniejszyć konsumpcję energii. Ukraina jest potwornie rozrzutna , gdy chodzi o energię. Problem polega na tym, czy Europa może sobie pozwolić na to, żeby sprawdzić te karty rosyjskie, tę determinację rosyjską. Rosja dzisiaj - tak jak twardy pokerzysta - z kamienną twarzą sugeruje, daje, jakby, sygnalizuje, że ona z jednej strony chce być "fair", że ona chce być wiarygodnym dostawcą. No, ale oczywiście, jeśli wprowadzicie sankcje, to na tym więcej sami stracicie. Wiadomo jak to należy interpretować. Otóż problem polega na tym, czy Europa gotowa jest powiedzieć: Sprawdzam! I czy gotowa jest obnażyć ten blef. Bo to jest blef! Rosja  nie może sobie pozwolić - z własnej inicjatywy - na posłużenie się tą bronią. Bo przegra na tym okropnie.

JP: Posługuje się nią nie tylko wobec Ukrainy.

JP: Rosji z Europy się nie pozbędziemy. Skupmy się na umocnieniu Ukrainy - napisał Krzysztof Janik. Pokpiwa zresztą z polskich poitycznych marzeń i ambicji. Podsumowuje naszych polityków w tej sytuacji: Jeden obiecuje dzieciom przedłużenie wakacji - To oczywiście o premierze Tusku i o pierwszym września. Drugi marzy o amerykańskich dywizjach okopanych na polskiej ziemi - to minister Sikorski. A trzeci ma nadzieję, że te dywizje, to nie będą przebierańcy z Bundeswehry - to prezes Kaczyński. Kto wygra spór, wojnę nerwów, nie tylko nerwów, o Ukrainę? Strona, która wali, znaczy używa kija basebolowego, czyli Putin, czy strona, która używa pałeczki dyrygenckiej - czyli Obama i Europa?

WC: Nie wiem. Dlatego że można przegrać bardzo wysoko, mając niezwykle silne karty w ręce. To zależy od gracza, to zależy od koncepcji, to zależy od determinacji. Zachód, w moim przekonaniu, ma w swoich rękach bardzo silne atuty

JP: Szkoda, że nie umiemy tak dobrze blefować!

WC: No właśnie. Nie tylko blefować! Ale nawet nie umiemy wygrywać tego co mamy!

JP: Skoro dobrym blefem można wygrać.

WC: No tak! Tylko że my nie musimy blefować, bo my mamy naprawdę bardzo silne karty. Bo po pierwsze. Nie bardzo wierzymy, że mamy te silne karty. Nie bardzo chcemy jednolicie grać. Nie trzeba nawet, wie Pani, wspólnoty europejskiej. No Pani właśnie  podała przed chwilą przykłady polskich polityków, którzy nie potrafią uzgodnić jednolitego stanowiska w tak ważnej kwestii, w najbliższym sąsiedztwie, jak ci, których Pani cytowała."

 

          Już tylko z tego fragmentu rozmowy wynika, że Justyna Pochanke doskonale wie, na czym  polega zarówno blef jak i wojna informacyjna. W dalszej części dowiemy się jednak, że jeśli chodzi o zagrywki propagandowe obecnych rządów w Polsce i w Rosji, ale w odniesieniu do naszych polskich spraw, a szczególnie do spraw smoleńskich, to nagle i pani redaktor i pan senator doznają jakiegoś zamroczenia. Żadnych blefów, żadnej wojny informacyjnej, propagandowej, nagle nie potrafią nigdzie znaleźć. Okaże się że takie same prymitywne chwyty propagandowe w wykonaniu instytucji rządowych, osób powiązanych służbowo ... już nie są ani blefem ani wojną informacyjną a stają się - co prawda chwilami nieudolną ale jednak łagodną - "polityką informacyjną", pod czujnym okiem i uchem miłującego pokój, premiera.

       W tym momencie w studiu TVN-u zakończyło się omawianie problemu Ukrainy, bo czas wejść na własne polskie podwórko aby - jak zwykle - "spłacić dług wdzięczności" za zamieszczanie ogłoszeń "społecznych" przez obecny "rząd". Czyżby właśnie to był jeden z powodów natychmiastowej metamorfozy sposobu myślenia, która w takim samym stopniu dopada zarówno pana senatora jak i panią redaktor? Ten drugi akt spektaklu medialnego rozpoczyna ona, jak to się mówi,  z grubej rury:

JP: Gdyby nie śmierć Lecha Kaczyńskiego, świat nie stałby dziś na progu wojny. To jest fragment ulotki przygotowanej na rocznicę za dwa dni. Czwarta Rocznica Smoleńska. Gdyby był Pan premierem, dziś: Co by Pan powiedział Polakjom w czwartą rocznicę tej  katastrofy?

WC: Poza oczywiście wspomnieniem i oddaniem czci tym, którzy zginęli tam w owej katastrofie, no powiedziałbym, że jednak czuję się zakłopotany, że po czterech latach ciągle jeszcze nie potrafimy, jako państwo, zdefiniować ostatecznie tego co się stało, określić odpowiedzialności, wskazać na istotę rozmaitych błędów, złego funkcjonowania mechanizmów, instytucji, i tak dalej i tak dalej.

JP: Nie ma Pan wrażenia, Panie Senatorze, że na wiele błędów już wskazaliśmy, nie ma jeszcze tylko ostatecznego finału śledztwa?

WC: Proszę Pani. Wskazaliśmy! To znaczy, komisja Millera wskazała wiele błędów, które miały miejsce. No z tego można wyciągnąć wnioski, co trzeba byłoby zrobić. Ale z takich konkretnych posunięć, które przynajmniej w tej chwili sobie przypominam, to jest rozwiązanie 36 Pułku Lotniczego, prawda i wydzierżawienie Embraerów od LOT-u. Natomiast.

JP: Na początku tego śledztwa, w 2010 roku, panie Senatorze, pan skrytykował bardzo Prokuraturę, jej politykę wobec, no wobec społeczeństwa, mogę tak powiedzieć, politykę informacyjną. Powiedział pan także: Zachowuje się tak jakby chodziło o włamanie do garażu. Za mało informacji dla społeczeństwa, za mało reakcji na tezy, hipotezy, spiski, plotki. Czy to się zmieniło, czy to się poprawiło?

WC: Generalnie, to jest słabość, wada naszej Prokuratury, naszej Policji. Oni nie wiedzą jak się komunikować. Oni się cały czas chronią za tajemnicą śledztwa, za dobrem śledztwa,itd.

JP: Ale mamy w tej chwili szereg konferencji ... po ostatnim roku.

WC: W tej sprawie to było szczególnie rażące już wtedy. Dlatego ja się tak wyraziłem. Pewna poprawa jest. Tylko że ona nie wynika chyba ze zmiany polityki informacyjnej. Tylko to jest skutek przymusu upływającego czasu. No mijają lata, lata, lata. Nie można ciągle siedzieć z zamkniętą buzią. Trzeba od czasu do czasu coś powiedzieć. Ale nawet, wie Pani, ja oglądałem tę konferencję wczoraj czy przedwczoraj

JP: Wczorajszą! Która mówi: Wybuchu nie było! Jednoznacznie.

WC: Tak, więc, proszę Pani. No jestem prawnikiem. Więc pewnie lepiej rozumiem tych prokuratorów, kiedy oni gadają. Tylko że jednocześnie widzę, że oni nie umieją przestać gadać żargonem oficjalnych dokumentów, żargonem instytucji. Oni nie umieją rozmawiać ze społeczeństwem.

JP: Znaczy, rozumiem, że przy nich powinien powstać zespół. który zajmuje się informacją.

WC: Być może. Ale to oni powinni nauczyć się innego języka, tego o którym zapomnieli. Przecież oni nie urodzili się prokuratorami, do licha ciężkiego! Kiedyś mówili jak normalni ludzie.

JP: Zwłaszcza że są dość młodzi, jak się na nich patrzy.

WC: No właśnie. To jest pewna maniera. To w tych rozmaitych tego typu instytucjach ludzie przywykają do takiego języka i wydaje się im, że będą nieprofesjonalni, jeżeli będą normalnie mówili.

JP: To jest taki szklany język, tak. Przez który normalny człowiek się nie przebije.

WC: No właśnie. I to jest nadal bardzo poważny problem, bo to ma istotny wpływ na poziom wiarygodności tego, co oni mówią.

JP: A no właśnie. Myśli pan, panie Senatorze, że to bardziej z tego wynika cały czas ten poziom nieufności i wątpliwości - malejący w tej chwili.

WC: Także z tego. Tak. Nie wyłącznie z tego, ale także z tego. Nieumiejętność komunikacji jest przyczyną.

JP: Wybuch ostatecznie wykluczamy, hipotezy zamachu jeszcze badamy, choć trudno nam znaleźć cień dowodu albo poszlakę. Ostatecznie tego nie wykluczamy. To Andrzej Seremet dziś w radiu RMF. To mówił Szef prokuratorów.

WC: No widzi Pani. Co oni powinni byli powiedzieć. Oni powinni byli powiedzieć, że: Nigdy do tej pory nie znaleziono najmniejszego śladu, który by wskazywał na zamach. A oni mówią, że nie możemy wykluczyć, więc jeszcze badamy.

JP: To nawet nie oni. To mówi Andrzej Seremet, czowiek, który powinien.

WC: Ja wiem, ja wiem. Ale ci prokuratorzy wojskowi też w pewnym momencie takiej formuły  użyli, no. Więc.

JP: W 2015 możliwe zakończenie śledztwa. To też mówi Andrzej Seremet. To trochę tak na polityczną wyobraźnię zagra: W 2015 kończy się śledztwo smoleńskie, w 2015 są wybory parlamentarne. PiS je wygrywa i rozpoczyna śledztwo od nowa. Wprowadza, tak jak chce prezes Kaczyński, co mówi, specustawę na kształt amerykańskiej po 11 września. I wtedy wszyscy są podejrzani. A na pewno Donald Tusk i Bronisław Komorowski.

WC: To jest kolejny jakiś absurdalny pomysł.

JP: Ale to jest plan!

WC: Przecież ten patriot act, to była ustawa szalenie dyskusyjna, jak pamiętamy, ale wprowadzona w określonych okolicznościach, kiedy istniała obawa przed kolejnymi zamachami terrorystycznymi. I żeby im zapobieć uznano, że trzeba prewencyjnie ograniczyć prawo do prywatności, bardziej kontrolować korespondencję, internet, podsłuchy, i tak dalej.

JP: Inwigilować, infiltrować, sprawdzać

WC: To, co oni chcą przy pomocy tego typu metod zrobić w sprawie smoleńskiej.

JP: Może, sprawdzić wszystkie hipotezy Antoniego MaciArewicza? Podobno jest ich ponad sto!

WC: Ale kogo będą podsłuchiwali w ten sposób, żeby sprawdzić tego Maciarewicza!

JP: Kogo chcą.

WC: To niech Maciarewicza podsłuchują. To  mogą to pewnie dzisiaj, prywatnie zrobić, no. I dowiedzą się, co on mówi, z kim mówi, i tak dalej. Czy zawsze mówi to samo.

JP: Ale: Kto, oni? Bo to Prawo i Sprawiedliwość chce.

WC: Mówię o kierownictwie Prawa I Sprawiedliwości.

JP: Oni Maciarewicza nie muszą podsłuchiwać.

WC: No, może muszą.

JP: Obawiałby się pan, jako prawnik, jako polityk, jako Polak, takiej spec ustawy?

WC: Ja zupełnie nie rozumiem, o co chodzi. Wszelkie specustawy z reguły są podejrzane. Zwłaszcza w takich sprawach jak prawo karne, jak procedura postępowania, i tak dalej i  tak dalej. No i zwłaszcza jeżeli miałyby być autorstwem takiej partii, która już pokazała w okresie, gdy tworzyła rząd, jak traktuje prawo, jak się posługuje prokuraturą, jak organizuje prowokacje, jak aresztuje ludzi po to, żeby ich potem przestraszyć w areszcie i wydobyć z nich nawet kłamliwe zeznania na podstawie których oskarżano innych. I tak dalej i tak dalej.

JP: Senator Włodzimierz Cimoszewicz. Wybiegliśmy w 2015. Tymczasem przed nami, proszę Państwa, wybory tegoroczne, majowe, Eurowybory. Dziękuję pięknie. panie Senatorze."

W tak miłej atmosferze zakończyła się ta rozmowa i aż chciałoby się dodać w tym momencie dwa zdania.

Pierwsze: "Dziękuję panie Senatorze"...  i zapraszam do Kasi, po sianko dla żubrów.

A drugie, to właściwie powinno ukazać się już na początku tej rozmowy i pozostać na czerwonym pasku do końca: Uwaga! Rozmowa sponsorowana!

      Należałoby także zapytać członków PKW, co o tym wszystkim myślą, skoro tak są wyczuleni, by wszelkie materiały wyborcze ukazywały się tylko i wyłącznie w ramach dedykowanych wydatków partyjnych a tu mamy ewidentne finansowanie z państwowej kasy, kampanii wyborczej Partii Rządzącej i jej partyjnych satelitów.

      Na koniec pozostaje pytanie: Dlaczego Włodzimierz Cimoszewicz bierze aktywny udział w tym propagandowym cyrku. Jaki z niego ekspert, skoro najpierw kpi z zaproponowanej przez Jarosława Kaczyńskiego ustawy a za chwilę sam się przyznaje, że kompletnie nie wie, co w tej ustawie się znajduje. Ustawa ma zawierać rozwiązania zapobiegające przedawnieniu poszczególnych wątków śledztwa smoleńskiego a pan senator konfabuluje na temat wymuszania zeznań. Na tym nie kończy się kompromitacja wizerunku eksperta.  Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, równie chętnie posługuje się niedopowiedzeniami jak i zwykłymi oszczerstwami, kłamstwami. Tak uczynił, wygłaszając swoją opinię na temat Antoniego Macierewicza, Jarosława Kaczyńskiego, "specustawy", "aresztów wydobywczych" ...  Czyżby nie wiedział nawet tego, że gdy giną w jednym momencie najważniejsi ludzie w państwie, to atak terrorystyczny także trzeba brać pod uwagę - i to wcale nie jako wersję najmniej prawdopodobną! Zapomniał że to właśnie jego lewicowi, partyjni koledzy wprowadzili areszty wydobywcze, z których chętnie teraz korzysta ich sojusznik i przyjaciel, taki jak oni kłamca smoleński, premier Donald Tusk, usilnie starający się, by śledztwo smoleńskie zabrnęło w ślepą uliczkę??? Czy gotowość do publicznego robienia z siebie medialnego pajaca, z chwilowym zanikiem zdolności do racjonalnego myślenia, może mieć jakieś głębsze podłoże? Bo przecież dość dawno temu podobno pan Cimoszewicz zdecydował, że już nie będzie nigdzie kandydował - nawet na prezydenta!  Chyba zdał sobie sprawę, że taka decyzja mogłaby grozić pewnymi, nie tylko krajowymi, ale i pozaatlantyckimi, "resentymentami".

A jak wszyscy wiemy: Choć niekiedy ...

... "Правда leży tam gdzie leży", czyli u jednych głęboko schowana na dnie renesansowego biurka - by nikt przypadkowy jej nie znalazł a u innych - w głębiach oceanu ...

to i tak kiedyś wypłynie ...